Wyważyli i zniszczyli drzwi jej mieszkania. "Państwo z dykty i kartonu"
Mieszkanka Ochoty opisał sytuację w Internecie.
Podczas gdy ona przebywała z synem w szpitalu przy ul. Banacha, policja miała zniszczyć drzwi jej mieszkania znajdującego się przy ul. Urbanistów.
Państwo z dykty i kartonu! Tak było za PiS i tak jest za obecnej władzy. W dniu 21 sierpnia 2024 roku w godzinach popołudniowych policja zniszczyła mi drzwi mojego mieszkania. Przewróciłam się w mieszkaniu i razem z synem pojechaliśmy do szpitala, gdzie udzielano mi pomocy. Gdy wychodziliśmy z synem i moją opiekunką z mieszkania do szpitala nie zabrałam ze sobą telefony, zapomniałam o tym. W szpitalach, gdzie udzielano mi pomocy przebywaliśmy kilkanaście godzin. Gdy około 24:00 przyjechaliśmy do mieszkania, zastaliśmy rozbite drzwi i otwarte mieszkanie. Drzwi są rozbite w taki sposób, że nie nadają się do jakiejkolwiek naprawy i użytkowania. Mieszkanie było otwarte i niezabezpieczone w jakikolwiek sposób przed wejściem osób trzecich, poza dwiema naklejkami o wymiarach około 10 cm z maleńkim napisem "policja" - napisała kobieta w social mediach.
Dodała jeszcze, że mieszka w bloku, który został wybudowany w 1968 roku, w drzwiach wejściowych znajduje się metalowa futryna, której nie można wyjąć bez odpowiednich narzędzi. Ponadto ciężko również dopasować odpowiednie drzwi do tego typu budownictwa.
Kolejny problem, to koszty drzwi, które nie są z dykty i papieru. Kosztują 2000 złotych lub więcej. Ja takich środków nie mam. Jeśli zaoszczędzę na zakupach, lekach i innych wydatkach, to może uzbieram za około półtora miesiąca. Mój syn jest osobą niepełnosprawną, która utrzymuje się z renty, w związku z tym on również nie jest w stanie mi pomóc. Nie mogę zrozumieć, jak można było zostawić w takiej sytuacji otwarte mieszkanie z rozbitymi drzwiami?
Sąsiedzi kobiety przekazali jej, że policja pytała o nią, ale ich uwagę zwrócił fakt, że nie byli umundurowani. Kobieta skierowała skargę do Komendanta Stołecznego Policji.