Młodzi lokatorzy notorycznie zakłócają ciszę nocną. "Rzygają przez okno brudząc wszystko"
Zdesperowani mieszkańcy Mokotowa zwrócili się do innych mieszkańców z sąsiedztwa o poradę.
W grupie sąsiedzkiej anonimowo opublikowali post, w którym proszą o zrozumienie i poradę, co robić, by mogli wypocząć bez hałasów we własnym mieszkaniu. Podkreślili, że mieszkają w bloku z dużej płyty, zbudowanym w 1975 roku. Ich blok zamieszkują w większości osoby starsze, ale nad nimi wprowadzili się młodzi ludzie, którzy prowadzą notorycznie życie nocne - Panowie do 3:00 w nocy prowadzą życie, szurają, rzucają, chodzą z tak zwanej pięty i od nowa od 6 rano do 8:00 - relacjonują mieszkańcy mokotowskiego bloku i dodają, że panowie włączają odkurzacz o 22:00 i potrafią odkurzać przez około godzinę.
Kupiliśmy czujniki nagrywania głosu, ale dzielnicowy stwierdził, że skąd może wiedzieć, czy to od nich pochodzą te głosy. Co mogę zrobić??? Problem zgłaszany był wielokrotnie do administracji ale właścicielka twierdzi, że to z nami jest problem, nawet wtedy, gdy wynajmujący rzygają przez okno brudząc okna poniżej. Czasem chce mi się płakać, bo w dzień niech robią, co chcą, ale późno w nocy chcielibyśmy ciszy. Nie możemy odpocząć we własnym mieszkaniu. Problem w klatce jest tylko z tym jednym mieszkaniem - żaliła się w social mediach zdesperowana mieszkanka Mokotowa.
Post spotkał się z ogromnym odzewem mieszkańców Warszawy, którzy wyrażali współczucie i doradzali każdorazowo wzywać policję.
Nagrywanie nic nie da. Trzeba raczej mieć świadków, a najlepiej wzywać policję, w czasie imprez, wtedy wiadomo, że nie zamilkną. W policji istnieją wydziały prewencji i one się takimi sprawami zajmują - radziła sąsiadka z Mokotowa.
Współczuję, to nie jest normalne - skomentował mieszkaniec Warszawy.
Walczcie, pogadajcie z innymi lokatorami. Wzywajcie policję do skutki - brzmiał kolejny komentarz.
Pod postem napisała do autorki wpisu mieszkanka Mokotowa, która spotkała się z łudząco podobną sytuacją. Przyznała, że miała również problem z lokatorkami, które urządzały notorycznie nocne libacje. Początkowo chciała być fair, więc grzecznie prosiła dziewczyny o zachowanie ciszy nocnej. Również zwróciła się do dzielnicowego, który z kolei kontaktował się z właścicielem mieszkania, ale to nie pomagało - Poinformowałam więc dziewczyny, że jeśli się nie uciszy, to wezwę policję. Powiedziały, że sobie mogę wzywać, więc wzywałam sukcesywnie. Za każdą wizytą był mandat. W końcu każdy po 500 złotych (za notoryczne zakłócanie spokoju. W końcu któregoś razu znowu wezwałam policję, poszła, dała kolejny mandat i poinformowała mnie, że już będę miała spokój, bo to pożegnalna impreza. Panienki wyprowadziły się, bo miały dosyć nękania ich wizytami policyjnymi - opowiedziała swoją historię Internautka.
Adwokat Michał Krysztofowicz podczas emisji programu "Dzień dobry TVN" wyjaśnił - Jeżeli cały czas mówimy o nazwanej tak umownie "ciszy nocnej", to funkcjonariusz policji będzie prawdopodobnie dążył do tego, żeby namówić do ściszenia muzyki. Natomiast nie będzie miał prawa do tego, żeby siłowo wyegzekwować to. Policja będzie uprawniona, żeby wejść do naszego mieszkania tylko wtedy, gdy będzie miała uzasadnione podejrzenie, że dochodzi do przestępstwa. Za zakłócanie spokoju grozi nam mandat. Taka grzywna może być w wysokości nawet kilkuset złotych. Możemy odmówić jego przyjęcia, ale wtedy czeka nas rozprawa w sądzie.