Wykładowczyni SWPS straszyła studentów bronią. Uczelnia zareagowała
To pokłosie morderstwa pracownicy UW z 7 maja.
Szokujące zachowanie wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS nie przeszło bez echa. Po tym jak kobieta na wykładzie sugerowała, że ma broń w torebce, a w efekcie do jednego ze studentów wymierzyła z butelki wody, rozwiązano z nią umowę.- Zaniepokoiła nas sytuacja, która miała miejsce z udziałem jednej z prowadzących zajęcia dla osób studiujących dziennikarstwo i komunikację społeczną. Niezwłocznie po otrzymaniu informacji od starosty grupy podjęliśmy działania wyjaśniające, a osobom studiującym zostało zaoferowane wsparcie psychologiczne w ramach uczelni - informuje rzeczniczka prasowa USWPS Renata Czeladko.
Przeprosiny wykładowczyni nic nie dały. Po rozmowie władz Wydziału Nauk Społecznych w Warszawie z prowadzącą zajęcia, "wspólnie uznano, że sytuacja, jaka się wydarzyła, nie powinna mieć miejsca i zdecydowano o rozwiązaniu umowy o współpracę". - Prowadząca zajęcia nie jest etatowym pracownikiem uczelni i prowadziła ten przedmiot na naszej uczelni po raz pierwszy - dodała rzeczniczka.
Pierwszy opisał sytuację portal naTemat.pl. Uściślijmy, że kilka dni po morderstwie pracownicy administracyjnej na terenie kampusu Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowczyni SWPS rozmawiając ze studentami dziennikarstwa o tym, co zaszło, oznajmiła i zaczęła straszyć, że ma pozwolenie na broń palną. W pewnym momencie stanęła na środku sali, położyła na ławce swoją torebkę i zaczęła otwierać kolejno wszystkie kieszonki, co przysporzyło niektórym studentom szybsze bicie serca. W pewnym momencie kobieta wymierzyła w jednego ze studentów rzeczą, którą szybko wyciągnęła i powiedziała "puf". Dopiero po chwili zorientowano się, że to mała butelka wody, ale sytuacja rozgrywała się bardzo szybko i w pierwszej chwili studenci nie wiedzieli, co się zaraz wydarzy.